Gwiazda na firmamencie historii Polskiej Nauki, prof. Tytus Huber, w dość zabawny sposób rozpoczynał swe długoletnie potem związki z lotnictwem.
Oto tuż przedtem, nim świat obiegła wiadomość o locie braci Wright - Profesor opublikował artykuł, zawierający obliczenia dowodzące niby, iż stworzenie i latanie ‘machiny cięższej od powietrza’ (tak to wtedy chyba często określano) – jest niemożliwe. Wśród wielu naukowców nie był wtedy osamotniony.
Podobno po locie Wrightów Profesor bardzo energicznie starał się wykupić całą tę swą publikację…
No bo „teoria” teorią – ale prymitywna rzeczywistość w postaci lotów braci Wright zweryfikowała ułomne papierowe wnioski – jak się zresztą okazało niesłuszne także właśnie na polu teorii fizyki – co można było zresztą już w chwili TEJ publikacji Profesora Hubera też stwierdzić: Navier i Stokes bowiem dawno już wtedy ukończyli swe dzieło , Prandtl, Glauert i Żukowski byli tuż. A za kilka lat w I Wojnie Światowej walczyło tysiące samolotów.
Ten w szczególny sposób zabawnie sławny artykuł nie jest dostępny – w każdym razie ja go nie widziałem na oczy – ale z dygresji jednego z moich wykładowców na MEILU pamiętam, że profesor rozpatrywał w nim płat opływany przez strumień cząstek – nie przez płyn – i stąd pesymistyczne wnioski, w tym - w efekcie kwadratowej zależności siły nośnej od kąta natarcia płata - mała doskonałość i bardzo duża moc niezbędna do lotu.
Dziwne, że Profesorowi otworzył oczy lot Wrightów, nie zwrócił jednak nigdy uwagi na tak wspaniale i sprawnie od milionów lat latające i szybujące ptaki…
No, ale fakty uznał, ‘teorię’ wycofał. Pewnie nie tylko nie musiał, ale i nigdy by nie próbował wykorzystywać swej pozycji i wiedzy dla celów innych, niż naukowe.
Czego nie można niestety powiedzieć o naszych niektórych profesorach parówkowo – trotylowych.
No i ‘kalibru’ tych postaci porównywać raczej nie wypada.