Na łamach blogów 'salonu ' do dyżurnych tematów 'zamachistów ' naukowych jak i teatralnych należą ostatnio – tak mi się wydaje - ordynarne ataki na twórców najnowszej wersji odczytu rejestratora dźwięku. w kokpicie Tu 154 (co chyba naturalne dla wszystkich sekt nazywających się "patriotami " itp) . Czy w umysłach autorów to zalęga się na zasadzie chorobliwego czy nadprzyrodzonego dzieworództwa, czy mają w tym jakiś interes – nie mam pojęcia.
Objaśnienie:
Zamachiści „naukowi” - to ci od wybuchów, helu, trotylu i parówek itp.
Zamachiści „teatralni’ – to ci od inscenizacji katastrofy i tego, że nasz samolot nie tylko nie rozbił się w Smoleńsku, ale także nie wyleciał z Warszawy itd, itp.
Ale do rzeczy; nie ma wielu wersji zapisu dźwięków, są tylko bardziej lub mniej zaawansowane metody odczytu i wersje – różniące się nieznacznie - ROZUMIENIA.
Moim zdaniem nawet precyzyjne stosunkowo przypisywanie (Instytut) danemu widmu i sekwencji wibracji słów – nie zawsze musi mieć przewagę nad mniej precyzyjnym rozumieniem, lecz uwzględniającym kontekst sytuacyjny, środowiskowe nawyki, indywidualne przyzwyczajenia występujących w nagraniu osób czy dźwięków.
Wielu z nas bez pudła powie, czego dotyczy wyraźnie wymówione słowo „obatel” – i nawet bez trudu znajdzie dane tej – jak wiemy – osoby. Ale wielu specjalistów akustyki wzruszy tylko ramionami. To żart, nie argument
W dziedzinie akustyki jestem zupełnym profanem – żaden MEiL tu mi nie pomoże, ale jedno mogę twierdzić z całym przekonaniem; nigdy nie poznamy decydujących w sprawie procesów mentalnych ludzi w kokpicie, mechanizmów decyzji czy zaniechania, nieporozumienia i tunelowego myślenia, tunelowania celu działanie i tak dalej – stymulowanych przez jakąś MOŻLIWĄ mieszaninę braku asertywności, oportunizmu, chęci przypodobania się wraz z obawą przed narażeniem swej pozycji i swego ego, efektu osobnika alfa i chęci bycia macho.
Ale bez względu na to- i bez względu też na to, kto nie należący do załogi był czy nie był w kokpicie – generałowie czy prałaci - wszystkie wersje odczytu zapisu dźwięków dowodzą (zresztą całkowicie zgodnie z wszystkimi innymi twardymi danymi) – że osoby w kokpicie nie wiedziały o jakiejkolwiek awarii i oprócz mgły nie widziały innych trudności zewnętrznych czy wewnętrznych i że nie było zapisanych jakichkolwiek dźwięków wybuchów Zapisane zostały natomiast na końcu dźwięki uderzeń o drzewa..I że był to klasyczny niestety banalny w lotnictwie przypadek znany w terminologii lotniczej CFIT – sterowane wjechanie w ziemię całkowicie sprawnym i poprawnie reagującym (pod względem mechaniki lotu) samolotem.
Przepiszę tu fragmenty książki Beaty’ego.
„Skoro koncepcja uznająca to, co dawniej nazywano „błędem pilota”, ustępuje przed spóźnioną konstatacją, że są to w istocie „błędy człowieka”, rodzi się pytanie: ‘jaka jest natura tych błędów…?..” ….czy są wśród nich takie, na które pilot jest szczególnie podatny?....Wszystko wskazuje na to, że wiele z tych błędów wywołują atawizmy odziedziczone po przodkach – niegdyś niezbędne, by przetrwać w pierwotnym środowisku, a dziś anachroniczne, lecz bardzo trudne do wykorzenienia. Pilot, jako człowiek nie jest szczególnie bardziej podatny na popełnianie błędów, lecz znajduje się w ekstremalnych warunkach i dlatego jest bardziej narażony na ich popełnianie.”
W przypadku smoleńskim NARAŻENIE wystąpiło ze względu na przestępczo bezmyślnie stworzoną PRZY PLANOWANIU WYPRAWY możliwość powstania ogólnego deficytu czasu w warunkach subiektywnej olbrzymiej (dla głównego dysponenta) wagi punktualnego osiągnięcia celu.
Ta przestępczość była zresztą też wynikiem ludzkich cech: chęci przypodobania się, braku asertywności itd…. I głupoty zwyczajnej.
Komentarze