Młyny sejmu mielą jak za PRL’u – tylko raczej szybciej, o ile pamiętam nie odczuwano tak wtedy potrzeby obradowania po nocach. O ile i wtedy i teraz można mówić o obradowaniu, a nie formalnym „ubieraniu dekoracyjnym” decyzji i pomysłów biura politycznego i jego pierwszego sekretarza, obecnie mającego inna nazwę i (jak się wydaje) strukturę.
Z czego wynika, że niebawem stanie się też szybko potrzebna decyzja dotycząca wyboru „kamienia węgielnego’ , czyli kierunku poczynań nowego zespołu badającego katastrofę smoleńską od podstaw i z pozycji ciągle jeszcze europejskiego państwa, mającego dziesiątki wyższych uczelni oraz dziesiątki tysięcy uczonych różnych specjalności.
W poprzedniej notce napisałem, że wybór tak rodzaju bredni „A” jak i „B” lokuje nas – czyli Polskę z punktu widzenia cywilizacji intelektualnej (taki termin mi się nasunął, żartobliwy) w egzotycznym miejscu.
Wersja „A” czyni z nas jednak przynajmniej (pod względem tej intelektualnej cywilizacji) jedynie nieudolnymi plagiatorami mrocznych bajek braci Grim.
Wersja „B” natomiast nieuchronnie zbuduje obraz intelektualnego skansenu nieuków. Bo oczekiwanie, że zwyczajnie potwierdzi oczywistą oczywistość raportów MAK i KBWLLP jest absurdalnie optymistyczne.
Umiarkowanie optymistyczne (z punktu widzenia psucia obrazu Kraju) jest najwyżej oczekiwanie, że będzie ślamazarnie rozpatrywana wersja „B”, z wyeliminowaniem naukawców w stylu ekspertów ZP – i bez jakichkolwiek nowych merytorycznie osiągnięć.
Ale nie jestem takim optymistą, i nie wyobrażam sobie nawet, jak skompletowany będzie zespół ekspertów.
Oczywiście cały czas mam na myśli badanie TECHNICZNYCH przyczyn i przebiegu katastrofy, NIE towarzyszących smaczków dotyczących bałaganu, sposobu odczytywania CVR i związanych z tym sporów kompetencyjnych itp
Bo co będzie wyczyniała prokuratura i sądy - to sprawa jeszczeotwarta. Chociaż pierwszy ważny krok już zrobiono, zarzynając w tym celu TK.